Pechowo rozpoczął się sezon dla żużlowców Klubu Motorowego Ostrów, którzy przegrali w Rzeszowie 42:48. Pomimo osłabienia, mecz ten był do wygrania i bardzo szkoda straconych punktów na inaugurację rozgrywek pierwszej ligi.

Jednym z najskuteczniejszych w szeregach ostrowian był Karol Ząbik, który tłumaczy, czego lub bardziej kogo zabrakło do zwycięstwa.

„Brakowało nam Nicolai Klindta. Szkoda także punktów Miśkowiaka straconych przez defekt oraz moich dwóch punktów, które zgubiłem na dystansie, gdyż na trasie nie czułem się zbyt szybki”.

O pechu mógł mówić Robert Miśkowiak, który w 9 wyścigu miał kłopoty ze sprzętem.

„Złapałem przysłowiową panę. Już na wyjściu z pierwszego łuku czułem, że powietrze uchodzi z koła, bowiem motocykl drżał i nie dało się dalej jechać. Szkoda, bo może biegu bym nie wygrać, ale przyjechałbym drugi lub trzeci, a w takim meczu każdy punkt był bardzo istotny”.

Rozczarowany po meczu był trener KM-u, Jan Grabowski.

„Zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki. Nasz pech rozpoczął się już w niedzielę rano, kiedy Nicolai Klindt oświadczył, że nie zdąży przyjechać do Rzeszowa. Później doszedł defekt Miśkowiaka na drugiej pozycji, defekt Harrisa, który stracił prowadzenie, ale chociaż dojechał na drugiej pozycji. Policzyłem sobie te wszystkie punkty i nie wykluczone, że gdyby nie pech, mecz zakończyłby się remisem”.

A tak, ostrowianie z dalekiego Rzeszowa wracali w minorowych nastrojach.

kmiecikrc.fm