Brak jednoznacznych przepisów i przepływu informacji, brak jasnych rozwiązań systemowych - to problemy z którymi coraz bardziej borykają się organizacje pomagające uchodźcom z Ukrainy i sami uciekający przed wojną. Choć nadal jest ogromna wola wsparcia potrzebujących, powoli wyczerpują się możliwości osób prywatnych i stowarzyszeń, które od początku agresji na Ukrainę koordynują oddolną pomoc. Największy problem jest ze znalezieniem miejsc, w których mogą zamieszkać uchodźcy.

"My, jako organizacje pozarządowe wyczerpujemy powoli swoje możliwości. Liczba telefonów i próśb o noclegi jest dramatyczna. Dzwonią do mnie ludzie, którzy płaczą, kiedy im odpowiadam, że nie wiem gdzie mógłbym ich umieścić, nie mam już wolnych miejsc, nie znam ludzi, którzy są jeszcze gotowi przyjmować pod swój dach ukraińskie rodziny. Co więcej, pojawia się coraz więcej sytuacji, kiedy rodziny, które porywem serca, pięknym gestem przyjęły do siebie uchodźców, zwracają się do nas z prośbą o pomoc, bo przestają sobie radzić w nowej sytuacji" - powiedział radiuCENTRUM Roman Żarnecki, szef kaliskiej fundacji CHOPS. A problemy są na tyle poważne, że bez systemowego wsparcia, opieki psychologicznej czy nawet lekarskiej, są trudne do rozwiązania.

"To są bardzo różne problemy - na przykład dzwoni do mnie pani i mówi, że przyjęła cieżarną kobietę z dwójką małych dzieci. Maluchy biegają po domu samopas, a tymczasem ich mama od trzech dni siedzi z głową pod kołdrą i nie odzywa się nawet słowem, jest w głębokiej traumie, depresji, nie można się z nią porozumieć. I w takich sytuacjach ja ta opisana, ludzie nie wiedzą co zrobić, są bezradni, kończą im się pomysły i możliwości. Ta trauma zaczyna dotykać też niosących pomoc Polaków. Ja sam słucham tych historii i potem jest mi trudno zasnąć..." - dodaje Roman Żarnecki.

Oddolna inicjatywa pomocy coraz pilniej wymaga systemowego wsparcia. Tymczasem choćby przepisy regulujące status uciekających przed wojną w Ukrainie nadal nie zostały przyjęte.