Warunkowo dopuszczony do użytku w ubiegłym roku, w tym miał zostać definitywnie zamknięty. Tymczasem stoi nadal i leczy się w nim pacjentów. Bez ważnego pozwolenia. Mowa o baraku-przychodni przy ostrowskim szpitalu. Budynek, do którego poradnie miały się przenieść, stoi obok od kilku lat. Nie ma tylko pieniędzy na jego wykończenie. Nie udało ich się pozyskać z ministerstwa zdrowia, choć tu pomoc jeszcze dwa lata temu, obiecał szef SLD Grzegorz Napieralski. Miał przywieźć do Ostrowa potrzebne 5 milionów. Wyjściem tymczasowym miało być wyprowadzenie poradni do kilku ośrodków na terenie miasta. Na to również zabrakło pieniędzy.

„Nie ma zgody na funkcjonowanie tego budynku"- potwierdził w środę Radiu Centrum Włodzimierz Jędrzejak,
starosta ostrowski.

„Budynek działa tak jak działa. Jest warunkowo dopuszczony, to wszytko. Natomiast nikt dzisiaj nie da zgody, aby to mogło funkcjonować. Dopuszczony jest warunkowo, aby można było robić to, co się robi. Trudno byłoby wyrzucić ludzi, przychodnię. To jest po prostu niemożliwe. Warunek jest "od do",a dokładnie do końca roku. Dlatego tak to wygląda a nie inaczej" - wyjaśnia Włodzimierz Jędrzejak.

Barak był postawiony tymczasowo. Od tego momentu minęło kilkanaście lat, a on stoi wbrew prawom fizyki i prawu budowlanemu. Co ciekawe - po tragedii w Kamieniu Pomorskim, inspektor budowlany przeprowadził kontrolę we wszystkich zagrożonych budynkach w mieście. Co do większości miał swoje zalecenia.

Barak przy szpitalu, mimo że już pozwolenia na funkcjonowanie nie ma, stoi nadal. Podobno warunkowo. Podobno dla dobra pacjentów.

zeidlerrc.fm