"Dosłownie 10 minut przed poniedziałkowym wybuchem przejeżdżaliśmy obok stacji metra Oktiabrskaja w Mińsku. O tragedii dowiedziałem się podczas spotkania z rodzinami białoruskich więźniów politycznych" - powiedział Radiu Centrum poseł Platformy Obywatelskiej z naszego okręgu - Rafał Grupiński, który przebywa na Białorusi:

"Jedna z obecnych tam kobiet odebrała telefon od przerażonej córki, która usłyszała o wybuchu i chciała sprawdzić czy matki nie było wtedy w metrze, upewnić się, że żyje. Chwilę później rozdzwoniły się telefony, zaczęły spływać informacje o wybuchu. Pojawiły się różne spekulacje kto mógł stać za zamachem, próby odtworzenia sytuacji - czy bomba wybuchła w pociągu, na peronie czy na ruchomych schodach - bo i taka była wersja. Jak we wtorek rano podawały środki masowego przekazu w Mińsku - ucierpiało w tym zamachu 147 osób. Rozmiar tej tragedii jest ogromny. To pierwszy tego rodzaju zamach w Mińsku - jeśli chodzi o środki komunikacji."

"Do tej pory ustalono, że ładunek wybuchowy miał siłę od 5 do 7 kg trotylu. Kto stoi za zamachem - nadal nie wiadomo. Ze strony rodzin więźniów i działaczy opozycji z którymi rozmawiałem pojawiły się jednak obawy, że to wydarzenie może zaostrzyć reżim na Białorusi" - dodaje Grupiński.

Szef wielkopolskich struktur PO - Rafał Grupiński - pojechał na Białoruś, aby spotkać się z przedstawicielami białoruskiej opozycji, rodzinami więźniów politycznych oraz z dziennikarzami niezależnych mediów. We wtorek po spotkaniu z przywódcami białoruskiej opozycji, wraca do kraju.

aleksandrzakrc.fm

Fot. Sergei Grits AP