Maglownica

W studiu jest już nasz gość- Grzegorz Leśniak. Ostrowianin, jeden z 4 Polaków, którzy przez 6 lat ukończyli rowerowy maraton „1000 Mil Adventure”.

Witam serdecznie

Tak sobie policzyłam, że te 1000 mil to jest 1609 kilometrów. Ale na rowerze? Dlaczego?

Trasa miała naprawdę 1681 kilometrów…

To źle policzyłam?

Nie, to organizator przedłużył dystans. A dlaczego na rowerze? Lubię to, to moja pasja. Odpoczywam w ten sposób, przede wszystkim psychicznie.

Ale odpoczywać na rowerze, to wiesz- do sklepu możesz podjechać, a nie 1000 mil przez góry?

Ale ja kocham góry, kocham rowery, lubię tak jeździć.

Skąd jednak pomysł, by zostawić wygodne łóżko, komfortowe warunki i ruszyć na wypoczynek, nie na wczasy, ale trzytygodniowe survivalowe przeżycie?

Jeszcze w czasach studenckich sporo chodziłem po górach i marzyło mi się pojeździć tam na rowerze. Potem nie było już czasu- praca, rodzina, na świat przyszły dzieci. W pewnym momencie zaczęło brakować mi ruchu. Stwierdziliśmy z żoną- dobra, kupujemy rowery. Półtora miesiąca stały w garażu.

Zbieraliście siły…

Właśnie. W końcu stwierdziłem , że trzeba zacząć jeździć. Któregoś dnia kupiłem gazetkę „Bikeboard” i tam wyczytałem o różnych maratonach rowerowych, gdzie był opisany również „1000 Mil Adventure”. Przedstawiony jako najcięższy maraton w Europie , a ja stwierdziłem : czemu nie, warto spróbować. Przymierzałem się do niego 2 lata. Najpierw trzeba było się zapisać, a to nie jest łatwe. Lista jest otwierana o północy w sylwestra i po kilku minutach jest już pełna. Rok temu było 100 miejsc, ja zarejestrowałem się 20 minut po północy i byłem już 180. Nie udało się.

Jak kupowanie biletów na koncert rockowy…

Dokładnie. Trzy dni chodziłem, myślałem, ale napisałem w końcu do organizatorów, że marzyłem o starcie w tym maratonie. A oni dopuścili mnie do startu, dali numer VIP-owski. Udało mi się przejechać 500 mil, krótszy wariant trasy. Było strasznie ciężko, fizycznie już nie dawałem rady, ale pozostał niedosyt i postanowiłem, że za rok muszę przejechać całość.

I powiedziałeś: „I `ll be back”…

Dokładnie. Pojechaliśmy z zeszłym roku we wrześniu na uroczyste zakończenie maratonu, takie trzydniowe after party. Tam są wręczane koszulki pamiątkowe dla każdego finiszera i każdy z nich ma prawo zapisać się na kolejny wyścig, nie czekając już do sylwestra. I zapisałem się jako pierwszy. Zacząłem się przygotowywać, a mój cel był taki, że bez względu na wszystko chcę dojechać do mety. Były przygody- jak choćby pęknięta rama roweru, ale udało się.

W ubiegłym roku pokonałeś połowę trasy, wiedziałeś już czego się spodziewać, ale co Cię zaskoczyło?

Było dużo trudniej. Do pokonania mnóstwo szlaków pieszych, gdzie fizycznie nie dało się jechać rowerem. Trzeba było zejść, przenieść rower przez kamienie, korzenie, zwalone drzewa , wepchnąć go pod górę i z nim zejść. To była jedna, wielka masakra.

Najbardziej zabawna sytuacja, jaka Cię spotkała?

Było ich wiele. Jedna zdarzyła się za Górami Orlickimi, przed kolejnym masywem. Wieczór, ostatnia miejscowość i planowałem gdzieś przenocować. Najchętniej pod dachem, bo wiedziałem, że w nocy będzie padać. Pojechałem do gospody, ale było wszystko zajęte. Spotkałem na ulicy dwóch Czechów i pytam, gdzie tu można się przespać. Pokazali, że u Chałupkovej, ale pojechałem i też nie było wolnych miejsc. Wróciłem do nich, zaczęliśmy rozmawiać, wziąłem mapę i zacząłem planować, gdzie tu się przekimać. Jeden do mnie podszedł, patrzy na tą mapę i trasę przez góry i mówi: ”O nie chłopie, nie możesz tam spać, musimy ci coś znaleźć”. Wydzwaniali przez 20 minut po różnych ludziach i znaleźli w końcu człowieka, który miał żonę Polkę, przyjechał po mnie na rowerze i przenocował. Jakby tego było mało, jeszcze wziął moją koszulkę i wyprał, a rano czekała na mnie czyściutka i pachnąca. Normalnie szok.

Prawdziwa gościna.

Ludzie niesamowici. Bardzo mili, uczynni, sympatyczni. W Karkonoszach miałem taką sytuację, że wpychałem rower pod górę i podbiega do mnie dwoje dzieci , chłopiec i dziewczynka, może około 10 lat. Pytają czy czegoś nie potrzebuje, może wody. Mówię, że dziękuję, wszystko mam. No to dali mi wafelka, żebym mógł zjeść po drodze. Coś niesamowitego.

A taka najbardziej niebezpieczna sytuacja? To zostanie między nami, żonie nie powiemy.

Oj, nie było tak źle. Może raz, jak spałem pod wyciągiem narciarskim. Około 2 w nocy, dziwne odgłosy z lasu, jakieś chrząkania. Wyjąłem lampkę- czołówkę, gaz w rękę i dotrwałem do rana tak „na czuja”.

Ale spotkania z niedźwiedziem nie było?

W tym roku nie. Było za to z wężami , żmijami. Widziałem jelenie i sarny z bardzo bliska.

Jacek Jędrzejak, wokalista zespołu Big Cyc była naszym gościem na początku roku, opowiadał o swoich podróżach. I powiedział wtedy, że podróżujemy, żeby zobaczyć to, co właściwie wszystko jest w Internecie. To ludzie w tych wyprawach są najważniejsi. Zgadzasz się z tym?

Jak najbardziej. Naprawdę można spotkać niesamowitych ludzi, nawiązać nowe przyjaźnie. Jechałem z Czechem, Sławkiem. Na Słowacji szukaliśmy noclegu, podjechał do starszego małżeństwa i zapytał, czy możemy zostać u nich na podwórku, pod taką wiatką. Rozłożyliśmy sobie karimaty, śpiwory i wtedy przyjechał ich syn. Jak nas zobaczył, zaczęliśmy rozmawiać, to od razu piwko, śliwowica, jedzenie, ludzie się poschodzili. Zrobiła się cała impreza. Siedzieliśmy do północy, my już ledwo żywi, wiedząc, że rano nie będzie łatwo. Ludzie tak gościnni, że nie chciało się z nimi rozstawać.

Czy ludzie byli uprzedzeni, że tamtędy pojedzie maraton, że mogą się was spodziewać?

Tak, trasa co roku jest mniej więcej podobna. Wcześniej Jan Kopka- organizator imprezy bardzo mocno ją promuje w Czechach i na Słowacji. Robi spotkania, pokazuje filmy, zdjęcia. To impreza bardzo rozpowszechniona.

Powiedziałeś, że to była przygoda życia, ale widzę, że apetyt jest na więcej. Tylko na więcej- jeszcze raz na maraton, czy też coś innego?

Nie wiem , czy wrócę tam za rok. Cel osiągnąłem- dojechałem do mety, pokonałem całą trasę, spełniłem swoje marzenie. Chciałbym jechać jeszcze w nowe miejsce.

Ale żonie jeszcze nie mówimy gdzie?

Żonie jeszcze głośno nie mówimy, ale ona się domyśla.

To jaki kierunek tym razem- też góry?

Też góry, ale znacznie wyżej, bo marzą mi się Alpy. Ale zobaczymy.

To jednak będą większe wymagania- nowy sprzęt, więcej treningu?

Na pewno większy trening, bo trzeba więcej sił. I przede wszystkim muszę zmienić sprzęt, bo teraz rama mi pękła w połowie trasy. Na miejscu znaleźliśmy chłopaka, który pospawał ją po mistrzowsku, ale i tak już na drugą trasę się nie nadaje. Muszę zbudować coś nowego.

W takim razie będziemy trzymać kciuki, żeby się udało za rok. Jeszcze raz serdecznie gratulujemy w imieniu całego zespołu Radia Centrum. A dla Ciebie jeszcze niespodzianka- ulubiona piosenka z dedykacją.

Dziękuję. Chciałbym ją dedykować mojej żonie Magdzie- Tina Turner „Simply the Best”.

Bardzo dziękuję za spotkanie, naszym gościem był ‘simply the best’- Grzegorz Leśniak.

Dziękuję i pozdrawiam.

Radio Centrum 106.4 - Maglownica_29 lipca 2016_Gość: Grzegorz Leśniak- ostrowianin, który ukończył maraton „1000 Mil Adventure”. Prowadzenie: Arleta Zeidler