Temat kaliskiego PKS-u nabiera rumieńców. Kaliskie władze, tłumacząc się zmianą przepisów dotyczących organizowania transportu publicznego, chcą podarować spółkę powiatowi kaliskiemu. I trudno motywom ratuszowej ekipy odmówić logiki, bo jak argumentuje prezydent Kalisza Grzegorz Sapiński: "Nie sposób wymagać od mieszkańców Kalisza, aby z ich podatków utrzymywać przedsiębiorstwo, które będzie służyło komu innemu". Jednak w sposobie, w jaki oferta jest składana, pobrzmiewa urażona duma miasta, z którym okoliczne gminy nie chciały wziąć administracyjnego ślubu:

"Kiedy my mówimy do włodarzy gmin: może połączymy siły, może będziemy wspólnie robić jakieś rzeczy - to wtedy odzew jest taki: "nie, nie, nie, nam są potrzebni tylko wasi mieszkańcy, których zapraszamy do nas". Natomiast jak trzeba utrzymywać instytucje kultury, bądź PKS, bądź aquapark, bądź coś - to wtedy oczywiście wszystko idzie z pieniędzy podatników, którzy są zameldowani lub płacą podatki w Kaliszu. Dlatego musimy jasno mówić: współpraca - tak, fundowanie - nie. Dlatego teraz piłeczka jest po stronie pana starosty" - powiedzia Radiu Centrum prezydent Grzegorz Sapiński, zaznaczając, że na konkretne reakcje powiatu będzie czekał do końca maja.

na fot. od lewej: Grzegorz Sapiński / prezydent Kalisza, Piotr Kościelny / wiceprezydent Kalisza

Tymczasem ludzie w niedoszłej, póki co, Aglomeracji Kalisko-Ostrowskiej, tak ostatnio rozszyfrowują skrót PKS: "Po co Komu Samorząd. Nie bez racji, bo jak się wydaje, PKS zamiast wozić - staje się pionkiem w grze na politycznej szachownicy. I nie jest to raczej runda mistrzowska, a bardziej znana z rosyjskich bajek o Wilku i Zającu konkurencja typu "Czekaj, ja ci teraz pokażę!"